Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zapalał się, wreszcie, na potwierdzenie szczegółów, dodał z przekonaniem.
— Wierz pan, lub nie, parol, że na własne uszy słyszałem, jak książę Bassano pomawiał o udział w tej intrydze ministra Talleyranda.
Hercau, na wspomnienie Talleyranda, uśmiechnął się ironicznie.
— Żartujesz panie kawalerze! Talleyrand!...
— Ależ panie hrabio! Toć jasne! Cały ten bal dlatego jedynie był wydany, żeby zbliżyć cesarza!...
— No — może! — rzekł cierpko Hercau. — Lecz co ja, to mam tego balu dosyć i pan Talleyrand więcej mnie u siebie nie zobaczy!...
Rémusat spojrzał z kolei zdziwionym wzrokiem na Hercaua.
— Hm! Nie wiem! Chociaż książę Benewentu jest u siebie zawsze bardzo uprzejmym, miłym gospodarzem! My to najłatwiej możemy ocenić... Żadnemu z oficerów na przyjęciu nie da uczuć zależności.
— Pewnie — pewnie! — przytwierdził ze złością hrabia. — Nawet pozwala panom za wiele.
Rémusat zachmurzył się.
— Nie rozumiem pańskiej przymówki!
— Bo też to nie przymówka żadna! Niech się pan nie uraża — lecz między wami, moi panowie, jest wielu, niemających wyobrażenia o pospolitej grzeczności! Cenię żołnierzy — schylam głowę przed waszemi akselbantami i szlufami... ale obóz nie daje wychowania!
— Za pozwoleniem, panie hrabio, w armji może, lecz co gwardja...
— Właśnie miałem sposobność zapoznania się dzisiaj z gwardją! Są może wyjątki jak pan, panie kapitanie... lecz to wyjątki.