Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

litery!... Gdyby tam były bramy triumfalne, łuki girlandy, cyfry... nie sprawiłyby wrażenia... Temu, któremu już tylekroć razy sypano kwiaty pod nogi, słano kobierce, palono pochodnie — trzeba czegoś więcej nad powszednie hołdy... temu najsztuczniejszy ceremonjał obojętnym się wyda... W Jabłonnej było inaczej!... Tam spotkało go zawołania serca, tam powitało spojrzenie pełne ufności, zapału wiary... A jedno takie spojrzenie starczy niekiedy za miljony...
— Ba! ba!... Zapewne... zapewne! — potakiwał z godnością pan Anastazy.
Pani Walewska drżała ze wzruszenia.
Duroc nagle zmienił przedmiot rozmowy i, zwróciwszy się do szambelanowej, zagadnął — niespodziewanie:
— Pani lubi kwiaty?
Pani Walewska drgnęła, lecz uczuwszy na sobie badawczy wzrok bystrych oczu marszałka, odparła z mocą:
— Tak — niezerwane.
— Pytanie to niech usprawiedliwi moją wczorajszą śmiałość... Nieświadomy zwyczajów polskich, obawiam się, czy nie popełniłem niestosowności... Lecz sądzę, że kwiaty są tylko hołdem?
— Same kwiaty — tak!
— U nas wolno im niekiedy mówić...
— U nas nie każdy ma prawo ich słuchać...
— Lecz przyjąć je godzi się zawsze. Jak pani znajduje konwalje?... Dla mnie tyle, ile dla cesarza... nie masz piękniejszych... Łącząc delikatność zapachu z mocą — są uosobieniem prostoty, koją swym wiewem aromatycznym...
— I chcą odurzać!...
— Pani to poczytuje za występek?..! Czyż życie nasze, a raczej chwile szczęścia nie są odurzeniem, upojeniem?...
— Nie dla wszystkich!...
— A przecież konwalje tyle w sobie kryją szczerości!...