Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daj Boże, daj Boże!
— Oszmiana stary gród, wielmożny, chyba tyle lat liczy, co samo Wilno. — wmieszał się pan Godaczewski.
Stęgwiłło cmoknął przeciągle.
— Uch zaraz wymyśliłeś!
Półnos na taką prowokację, aż się żachnął.
— A jakbyś wiedział! Toć Oszmiana to dawne litewskie „Aszmenies“ czyli „ostrze“, bo i ostrzem bywała i, da Bóg, ostrzem jeszcze będzie... Patrzże, panie Stęgwiłło, Oszmiana pamięta czasy, kiedy to król Władysław Jagiełło na Księstwie Krewskiem siedział i kiedy tutaj, pod Oszmianą, poszatkował Krzyżaków. Z Oszmiany później Zygmunt Kiejstutowicz wyżenął Świdrygajłłę. A kiedy Świdrygajłło po raz drugi do Oszmiany się dostał, to mu Zygmunt akuratne smary po raz drugi wyprawił. Kościół ci w Oszmianie budował Witold, Aleksander Jagiellończyk przytarabanił tutaj świętego Franciszka. Poczobuty sprowadzili dominikanów i ufundowali im całą świętą Trójcę a Rudy Radziwiłł, brat królowej Barbary, Kalwinowi wystawił całą synagogę. A dopiero Stanislaus Augustus, tuż przed drugim rozbiorem, nadał Oszmianie przywileje i dlatego oszmianiacy mają Ciołka w herbie, czego im wcale nie zazdroszczę, bo zaraz pojechał do Grodna a w trzy roki kacapy rozpanoszyli się, jak u siebie... no i tak siedzieli całe lat trzydzieści i pięć.
— Gdzie tam siedzieli! A Napoljon, a Napoljon przecież — okolicami chadzał, — ujął się pan Buchowicz.
— A no prawda, chadzał, tylko mu się zimno uczyniło w ostatku.
— Lecz pan Półnos musi przyznać, że za najjaśniejszego cesarza Aleksandra, którego wszak i koroniarze