Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spotkałem Ignalka i Kubę.
— Powiadaj że wyraźniej.
— Tak, dobrze mówię, spotkałem Jakóba Puzinowskiego i Ignacego Kuczyńskiego z filozofji. Dopiero co przybyli z Wilna. Kiedy im powiedziałem, gdzie kwateruję, wyznali mi całą prawdę... Jesteśmy w zapowietrzonym domu...
— Dobrodzieju, żarty jakieś. Cale piękny sobie dworek. Plackomendant nas ulokował...
— U Pelikana! — wybuchnął z pasją Lenartowicz.
— Co asan mi z tym Pelikanem.
— Szpieg moskiewski, moskiewski oprawca, gnębiciel całego uniwersytetu, cała Oszmiana od tego domu stroni!... Niktby tego progu nie chciał przestąpić...
— Więc to dom onego waszego Pelikana?
— Jego siostry... I tutaj właśnie przebywa córka tej Michałowskiej, Joanna, wychowanka Pelikana, jego faworytka najukochańsza! Puzinowski o tem wszystkiem wie najdokładniej!
— Pozwól, panie akademiku, — wmieszał się pan Buchowicz, — ale choćby nawet to cóż nas to może obchodzić?
— Taką kwaterę uważam za obrazę...
— Kiedy pod Telszami, dobrodzieju, w stajni spałem, a osioł lignął mnie kopytem, tożem się także nie obraził.
— Należałoby do komendanta placu, aby nas przenieśli.
— Gdzie teraz! Toć i noc zachodzi!
— A przytem i niebezpiecznie... Tylko nas szpiegować będą, podpatrywać...
Półnos w głos się rozśmiał.
— Kawalerze kochany, niechże patrzą, niech słu-