Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i hajdawerki grafianki, i całe jej oczywiste regimentarstwo samozwańskie, i ów adjutancik, bimbający panieńskiemi kudełkami, co snuł się za Emilją, i cała kompanja buńczucznych młokosów i wyrostków, co za nią pałasikami dzwoniła, — nawet stary Desztrung, kiedy doń się hrabianka zwróciła, jeno wyprężył się, łapę do czapy przyłożył i wybuchnął w gardle chłeboczącym głosem:
— Według rozkazu ,hrabianko, generale złocisty nasz!
Z tej deklaracji Desztrunga taka zapamiętałość się wszczęła, że aż płomienie ogni kłaniały się od huczących wiwatów, że aż między babami a co zadzierzystszemi dziewuchami wojackie nieciły się zakusy, a myśl pójścia za rodzonymi coraz więcej znajdywała zwolenniczek.
Hrabianka tymczasem, zlustrowawszy oddział, skinęła na starszyznę, aby pierwszą naradę odprawić, lecz tuż spadł, jak kula, młody pan Władysław dusiacki, zapraszając cały sztab do pałacu. Emilja upierała się zostać w obozie, — pan Władysław nalegał:
— Kuzynko, toć niepodobna! Noc, ziąb! Wszak i tak wam wypadnie czekać do świtu, a bodaj i dłużej, zanim Cezary nadjedzie...
— Wątpię, abyśmy czekać nań mogli!
— Ależ, trzystu strzelców! Zważ, kuzynko... bez Cezarego ruszyć ich nie mogę!...
Emilja zwróciła się do otaczającej ją starszyzny.
— Ani momentu chybić nie wolno! — zakonkludował pierwszy Desztrung. — Do jutra alarm do Wiłkomierza i Brasławia dotrze!...
Za Desztrungiem poszedł Półnos, Buchowicz i Stęgwiłowie. Imć pan Godaczewski jednak, a z nim dwóch Kleczkowskich za grafem Władysławem się oświadczyli, sekundowani zlekka przez Prószyńskiego.