Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdzie, co roku większa ciasnota, mniej przestworu dla bryk i wozów.
Aż ci, przed Morozdyniem roku trzydziestego, rajcowie i posesorowie iłluksztańscy na kieł wzięli. Do grafa Platera-Zyberga, do Szlosbergu, z pokłonem poszli i rzecz całą dokumentnie wyłożyli. Pan graf Michał turbacją iłłukszcian się zatroszczył serdecznie, a że przecież sam w inżynierach polskich niegdy majorzył, tedy bez mała własnoręcznie inny, znaczniejszy rozkład jarmarkowi wygotował. Dopieroż potem majsterków swoich, co sprawniejszych, aż z Podunaju, Anceniszek, Kamieńca i Anbelmyży zwołał i dalej nimi dowodzić.
Iłłukszcianom serce rosło na widok pana grafa zapalczywości. Toć im nie tylko szop przeróżnych nabudował, zagród i żłobów nastawiał, dojazdy wyrównał, lecz i drogi wymościł, nowych studzien nawiercił, pola na targi, koński i bydlęcy, przypuścił, prom na Dźwinie nowy przerzucił, ojcom bazyljanom piękne wrota ofiarował, misjonarzom mury klasztorne świeżo wyprawił, nie zapomniał i o szkole powiatowej, a co posesorom, mieszczuchom — niczego nie odmówił, byle domki swe i obejścia wyporządzili.
Jak Iłłukszta Iłłuksztą, jeszcze nigdy tak pięknie się nie przygotowała na powitanie Morozdynia, jak w roku trzydziestym.
Kiedy tuż więc, przed jarmarkiem, iłłukszcianie rozglądali się dokoła — serce im rosło. Gdzie teraz choćby i Święcianom było do Iłłukszty! Nawet i Dyneburg a i ten mógłby ochędóstwa pozazdrościć. Miejsca zaś wszędy tyle, że bodaj całą Koronę w gości prosić, jeszcze człek o człeka by się nie otarł.
Tymczasem zadufanie iłłukszcian srogą poniosło klęskę. Już na trzeci dzień jarmarku Iłłukszta wypełniła