Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

W Iłłukszcie Morozdyń był.
Morozdyń, więc jarmark wrześniowy, który na dzień Narodzenia Najświętszej Panienki do Iłłukszty mrowie luda zgromadzał, wszystkie bogactwa ziemi inflanckiej nad brzegami maleńkiej a czupurnej rzeczki Iłłuksztanki rozpościerał, co najprzemyślniejszych przekupniów a kramarzów aż z pod Rygi, Połocka, Wilna i Kłajpedy zwabiał, a przez dni siedem cichą, skromną mieścinę na pulsujące zgiełkiem i gwarem rojowisko zamieniał.
Juści pierwsze dni Morozdynia większym statkiem i spokojem się odznaczały, niż ostatnie. Ile że niedarmo podanie głosiło, że kościół i klasztor jezuicki Iłłukszcie pani wojewodzina Zybergowa, po pożarze, z sera i masła odbudowała. Niedarmo, ów przeor, gdy kościół i klasztor się pali, tak był zadufany w szczodrobliwość iłłuksztańskiej dobrodziejki, iż, aby papugę swoją z ognia wyniósł, a rozpaczających braciszków pocieszał wołaniem — „nasza opiekunka lepszy nam kościół wymuruje“.
Zbożni panowie władali w Iłłukszcie, zbożny przykład szedł z sąsiedniego Szlosbergu, tedy i Morozdyń iłłukszciański zbożnie się poczynał, a dzwonami odpustowemi ściągającemu ludowi się kłaniał.
Iłłukszta od wieków szczerze polską była. Na półtora tysiąca mieszczuchów, szaraków i majsterków ledwie