Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między guzów srebrnych, wyjrzały ku niemu szklane, wytrzeszczone oczy...
Dziurbacki wzdrygnął się, nachmurzył i splunął siarczyście. Poczem, z pod desek posłania, wysunąwszy szeroką, w żelazne kucia ujętą, skrzynię, otwarł ją kluczykiem, który miał, pod koszulą, na szyi zawieszony i podniósł wieko.
Wnętrze skrzyni zagrało złoto-srebrnemi blaskami.
Żółta pomarszczona twarz profosa rozpogodziła się na widok tak znacznego dobytku.
— Ciułało się, aż się naciułało! Z mędel albo i lepiej nacji by tu znalazł. I cóż, holendry z napoleondorami i czerwonymi złotemi w zgodzie sobie leżą. Ryngraf francuskiego adjutanta spoczywa obok złotych przetyczek angielskiego kwatermistrza, cebulasty, sadzony zegarek, co się pod Smoleńskiem przy neapolitańskim gidzie po ziemi tułał, drzemie sobie we wzorzystej, emaljowanej tabakierce, co umie poloneza wygrać. Wszystkiemu tu dobrze i przytulnie...
Dziurbacki ujął za czworogranne, perłami upstrzone puzdereczko, poniósł je z lubością do światła i otworzył. Dwa sygnety łysnęły ku niemu kolorowymi kamieniami i przypomniały wielkiego kirasjera z rozpłatanym czerepem...
Profosowi, na to wspomnienie, okrutnie uciesznem się zdało, że taki chłop sążnisty, miast z manierką, z takim oto klejnotem po bataljach się wodził, więc skrzywił się jowialnie. Gdy naraz, tuż w pobliżu, rozległo się jakby przeciągłe, żałosne westchnienie...
Dziurbackiemu czupryna się zjeżyła. Puzderko wysunęło mu się z palców i upadło z brzękiem między kosztowności.
Profos obejrzał się niepewnie dokoła, zgarnął, leżące na stole, guzy i pieniądze, wrzucił do skrzyni, zatrzasnął ją z hałasem i wsunął pod posłanie. Zaczem ujął za mieszek, aby go między rupiecie wziąć, gdy z mieszka wyślizgnął się jakiś, papierami nawpół owinięty, przedmiot. Dziurbacki uwolnił go z papierów, spojrzał i wykrzyknął z podziwu.