Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rza idzie na Wyględów drugi, licho co tęższy, i że pojmany oficer kozacki mówi, iż z tej strony niema więcej dywizji, bo główny korpus na Wolę uderzy.
Bem, wobec którego generał Milberg odczytał Umińskiemu tę depeszę, nie mógł powstrzymać się od wykrzykniku:
— Więc cały szyk bojowy wypada zmienić!
Umiński a za nim Milberg spojrzeli nań pobłażliwie. Bem usiłował bronić swej racji, lecz dowódzca korpusu pokonał go argumentami.
Nadewszystko oficer kozacki, choćby pragnął najrzetelniejszą wyznać prawdę — uczynić tego nie zdolen, bo niema o niej wyobrażenia! Są to tylko dwa słabe korpusiki, niechby tylko dwie brygady. Zgoda! — Cóż to znaczy? — Atak na Wolę pójdzie — ale dlatego na Wolę, aby równocześnie wykonać ruch na lewe skrzydło polskie i uderzyć na najłatwiejszy do zdobycia punkt.
Bemowi zawisła na ustach odpowiedź, że feldmarszałek w ten sposób musiałby dobywać miasta w podłóż — lecz zmilczał. Bo zaiste, w ciągu dni ostatnich, tyle stoczył utarczek na radach, tylekroć razy pozostał odosobniony ze swem zdaniem — tylekroć całą generalicję miał przeciwko sobie — że do upierania się brakło mu i siły i ochoty i wiary nawet.
Umiński zresztą nadto wielki mir żywił dla Bema — by owej różnicy poglądów nie zagadać, nie zatrzeć przyjaźniejszem ozwaniem. Jakoż, wnet spędziwszy ostatek chmur z czoła dowódzcy artylerji, zakonkludował ochoczo:
— No, kolego generale, a teraz czas o spocznieniu pomyśleć. Niechże się Milberg z Rybińskim sami konsolują.
— Przydałoby się, chociaż za trzy godziny świt prawie...
— Do południa bodaj mamy czas! Najpierw Sowiński musi nawiwatować. Do pierwszego strzału Milberga możemy spać. Do wolskiej pukaniny nam nic.
Bem skwapliwie poszedł za radą Umińskiego. Na pozycji, według planu obrony, istotnie nic nie miał do czynienia. A do miasta wlokło go, ciągnęło.