Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakby nie! Wszak ci u Piotra Jagi cygana, co to jeszcze pod obozem powązkowskim...
— Doskonale! Tedy przyjrzyj no się tej dziewczynie i wspomnij a dobrze, czyli ją widziałeś.
Radoński podsunął się ku leżącej, nachylił nad skuloną a pławiącą się w świetle księżyca postacią i zakrzyknął z przekonaniem:
— Toć Zula!
Postać skulona zadrżała.
— A co! a nie mówiłem! — zakrzyknął z triumfem Surmacki. — Jużci Zula a nie żadna zaczarowana królewna. Markietańskie dziecko, włóczydroga cygańska.
— I gdzieżby — widział że kto kiedy jasnowłosy cygankę!
— Tak! A o albinosach słyszałeś? Nie — no, to nie pleć lada czego.
Zarzycki głowy kręcił a poglądał ze współczuciem ku leżącej postaci.
— I wymyśliłeś zaraz historję.
— Baczność, chłopcy, imć pan Djonizy Zarzycki prosi was na zrękowiny.
— Nie plótł byś, nie natrząsał z dzieciaka.
— Ani trochę! Bardzom rad, że do gotowego przyjdziesz i z kilku dywizjami odrazu wejdziesz w parantelę.
Skupieni dokoła Zarzyckiego wybuchnęli śmiechem.
— A tobie zazdrość.
— Mnie, niby o tą...
— Może nie! A nie nastręczyłeś się z derką, nic podesłałeś jej! Nie wysączyłeś jej manierki! Zaprzesz się?
— Niby ja? — zmieszał się Surmacki, zaskoczony rechotem całej gromady.
— A kto — Dybicz? Znamy się. Nie darmo drzesz się do ułańskiego mundurka, do żółtych wyłogów, do rogatej czapy. Na amory ci się zbiera, a nie mogąc urodą straszyć, radbyś ułańskiem wcięciem! I zazdrość ci, że ta nawet, co się baterji nawinęła, na cię i nie spojrzała...
— Mnie o tę... tę!
— Nie kręć — wybuchnął zapalczywie Zarzycki — bo dla mnie taki wichetek babskiego autoramentu tyle, co