Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sanie, w podłą godzinę! — Cie dopiero babie Szuwarów uwiązł!!
Nazajutrz atoli wraz z rumieńcami, które zagrały na twarzyczce Antoszki, i Dziurbackiemu pojaśniało czegoś. Olesiowa prawiła mu swoje, ale profos nie baczył, może dlatego, że miał okrutnie wiele turbacji.
Dziewczyna przyszła niby do siebie, niby i piła i jadła i mrugała przytomnie oczyma — a niech tylko stukot jaki lub rozgwar żwawszej rozmowy z uliczki na poddasze sięgnął — wnet ją drżenie napadało, bladość i ziąb taki, że ani rady sobie dać.
Profos już i wódki dwa razy jej dał i ziółek, a co gdzie kto w drewutni zakołacze, już usta Antoszce sinieją, już w kłębuszek się zwinie i dygocze, jak pęczek osinowych liści na najwyższej witce.
Dziurbacki z tego wszystkiego aż przekonanie do własnych leków stracił i, kiedy na dziewczynę znów paroksyzm naszedł, chwycił za czapę medyka szukać.
Lecz Antoszka, z której dotąd słowa nie mógł dobyć, zakrzyknęła nań z rozpaczą.
Profos się wystraszył.
— Może cię na wnętrzu?! Hę? Powiadaj, bo to nie przelewki... Co?
— Nie odchodźcie mnie! Nie zostawiajcie!
— Wrócę zaraz!
— Nie — nie, bo przyjdą! Zabiorą mnie!
— Cóż zaś!
— Nie dajcie mnie, nie dajcie!...
— Nazywaj mnie dziadkiem! Aspannie się ubrdało! Któżby się ważył tutaj!
— Nie zarzną mnie?
Dziurbackiego mrowie przeszło.
— Cóżeś ty kura jaka? Głupstwa ci się ochapiają! Niechby się pokazał!...
— I nie przyjdą po mnie?
Profos ofuknął, lecz, zerknąwszy na drobne rączyny, na jej wątłą, nikłą postać, złagodniał i jął Antoszce prawić, jako teraz nikt palcem jej nie będzie śmiał tknąć, jako źli ludzie wyginęli na świecie, a jeżeliby który jeszcze