Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziesz z pierwszą dywizją. A co zresztą, zobaczymy. Chwalę pułkownikowi owo szukanie posunięcia. Zawsze świadczy ono o bystrości. Kto wie, myśl warta zastanowienia. Będę miał na uwadze, proszę być przekonanym.
Bem wyszedł od Skrzyneckiego pod wrażeniem, że, bądź co bądź, zjednał sobie przychylność wodza dla swego planu. I w tym celu zabrał się natychmiast do wertowania map i wykreślania kombinacji marszu ku Wołyniowi.
Tymczasem wódz naczelny kładł się na spoczynek z uczuciem, że nowego i zgoła niebezpiecznego intryganta zmusił do odsłonięcia kart i że nadewszystko Bemowi nie można powierzać żadnej samodzielnej misji. Pozatem cały projekt pułkownika zakrawał dlań na awanturniczą zachciankę nieopatrznego oficerka.
Następnego dnia, a raczej w kilka godzin zaledwie po przybyciu Skrzyneckiego do Wiązowny, zjechał sztab główny, kancelarje, generał Łubieński, tabor, bryki pełne tobołów, manatków, kredensów, służby a nawet i dam znaczna gromadka. Lecz, co najważniejsze, razem z tą ciżbą przybył nareszcie Łuba.
Wódz naczelny, na wiadomość o Łubie, nawet nie zmarszczył się za przerwanie mu wczasów. A jeżeli skwapliwość, z jaką Skrzynecki napierał się oglądać szpiega, wywołała sarkastyczne szepty między sztabowcami, to dlatego bodaj, aby zupełnego doczekać się triumfu.
Łuba bowiem, na pierwsze pytanie generała, zgiął się w pałąk, zmrużył podpuchnięte oczka i odparł rezolutnie.
— Dobrze słychać, wodzu miłościwy! — Dybicz umarł.
Skrzynecki zerwał się z za stoła.
— Co asan! Skąd! Jak?!...
— Cholera go sparła, a podobno lepiej niż cholera. Nad ranem, temu trzy dni, zachorzał, a według południa już go nie było. I cale nie za rychło, miłościwy generale!
— Trzy dni temu!
— Akurat miała być parada wielka, jako w rocznicę jakiejś srogiej bitwy tureckiej. Chciałem wyrwać się, ale nie mogłem. Żywego ducha nie puszczali z obozu. Hrabia Toll dowodzi, a generał Orłow, który z Petersburga zjechał, przeglądy czyni.