Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomimo wysiłku, nie mógł odpędzić myśli o tem, że owa szpiegowska posyłka zawierała listy, adresowane do panny Sałackiej i do pani Bażanow. Napróżno pułkownik starał się wytłumaczyć sobie, że listy te mogły dotyczeć i dotyczyły bezwątpienia zgoła innych osób, że córka generała i fertyczna, a chichocząca wciąż jego sąsiadka nie miały nic wspólnego, krom nazwiska, z osobami, na które padał tak ponury cień, — wyzbyć się myśli o tem nie mógł. Jedynie, gdy pani Marchocka zwracała się doń, pułkownik ożywiał się nieco, lecz niebawem znów milkł.
Lecz ta niemowność pułkownika dokuczyła snać tak ruchliwej damie, jak pani Bażanow, bo zagadnęła nagle Bema:
— A cóż tam pułkownik mniema o wojnie?
— Trudna odpowiedź.
— Ma się rozumieć! — podjął z boku generał. — To sobie dobre, jakże tu kalkulować, co, kiedy...
— Uch! generał przecież pół wieku w kancelarji siedział! A pułkownik ot w samym kotle się parzył...
— Jakto, mościa pani! — To sobie dobre, no tak, piętnaście lat szefowałem inżenierskiej rachunkowości... ale ten... pod tym, jakże mu, — dwunastym, nie, w tym roku...
— Wiem, wiem i muchy generał nie zabił...
— Osobiście, to sobie dobre, jako generał inżenierów...
— Raporciki, papiereczki! Wiem! Przecież i mój Bazyli też przy pałaszu chodzi i pochwę pustą od pistoletu nosi i ostrogami dzwoni a jak mu strzelić kazałam na wiwat pour son jour de nom, całą niedzielę miał bicie serca!
— Za pozwoleniem, bywa to...
— Już go i pan pułkownik nie ustrzeli, choć sobie ze wszystkich armat! Jestem spokojna!
Towarzystwo wybuchnęło śmiechem.
— Lecz to nie chroni małżonka jej — wmieszał się Sikorski — od innych strzałów, bardziej zabójczych bo niewieścich!...
— Oho! A ze mną sprawa! Niech nie śmie, bo, jak się to mówi... Kuba Panu Bogu, Jakób do Michała...