Strona:W zaklętym lesie (1939).djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

napadł na pograniczne zamki, groził państwu najazdem. Zwołał więc król swych rycerzy i pożegnawszy czule żonę i dzieci ruszył na wojnę.
— Nic się o nas nie martw, tatusiu — zawołał Sławek za odjeżdżającym. — Ja tu jestem i obronię mamę i siostrę.
Z królem wyruszyli wszyscy rycerze, a w zamku pozostała tylko nieliczna załoga. Skorzystała z tego czarownica. Cichaczem przekradła się do parku królewskiego i zasiała obok ławeczki, na której zwykle siadywała piastunka z dziećmi, ziarenka sen-ziela. Nazajutrz, gdy dzieci wybiegły do ogrodu, królewna jak zwykle usiadła obok niańki, by jej potrzymać kłębek nici do robótki. Nagle wyciągnęła biały paluszek i zawołała:
— Nianiu, patrz, jakie dziwne kwiatki! Jeszcze nigdy takich nie widziałam. Mienią się jak tęcza.

Nadbiegł królewicz i wszyscy troje pochylili się nad zerwanymi przez dzie-

W zaklętym lesie9