Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
322

z jego strony. Żaden piesek nie mógł być lepiej od niego do posłuszeństwa ułożony, a gdyby Amelji przyszła fantazja rzucić co do wody i powiedzieć: „Dobbin, szukaj!“ skoczyłby niewątpliwie na dany sobie rozkaz.
— No i cóż! powiedziała, żartobliwie kiwają cgłówką, to tak czekałeś pan żeby mnie ze schodów sprowadzić?
— Nie mogłem się wyprostować w tym korytarzu — odrzekł major z miną zabawnie zafrasowaną.
To mówiąc zerwał się, kontent zapewne że może podać rękę Amelji i wyjść z tej duszącej, przesiąkłej dymem atmosfery. Zapomniał nawet zapłacić kelnerowi który dopędził go we drzwiach i prosił o pieniądze za nietknięte piwo. Emmy zaczęła śmiać się, mówiąc że major od dłużników ucieka i płacić nie lubi. Nigdy jeszcze Amelja nie była tak wesołą i ożywioną; chciała biedz co prędzej żeby natychmiast brata zobaczyć. Major żartował także z tej nagłej czułości dla brata, bo — mówiąc prawdę — nie widział jej nigdy spieszącej z taką skwapliwością do miłego Józefa.
Przez czas kiedy Emmy rozmawiała z przyjaciółką, a major wybijał palcami jakiegoś marsza na mokrym stole piwiarni, eks-dygnitarz Bengalu przechadzał się szerokim krokiem po pokoju, ogryzał paznogcie i stawał co chwila w oknie, patrząc czy nie idzie kto z hotelu pod Słoniem. Jeżeli mistress Amelji pilno było zobaczyć się z bratem, to możemy powiedzieć że pragnienie to obie strony podzielały.
— No i cóż? zapytał Józef siostrę jak tylko ją z daleka zobaczył.