Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
279

mowy. Tom Raikes jeszcze więcej sobie pozwolił, bo z zapalonem cygarem w ustach chciał wejść do pokoju Becky, która mu wprawdzie drzwi przed nosem zatrzasnęła, żałując tylko że nie udało się jej przymknąć drzwiami palców tego impertynenta Bądź co bądź, widocznem już było że wszyscy dawni znajomi Rebeki stronili od niej albo ją z lekceważeniem traktowali.
— Grdyby on tu był — mówiła do siebie Becky — żaden z tych nędzników nie śmiałby mnie ubliżyć.
Tak rozmyślając zaczęła żałować tego, który był uczciwym człowiekiem, wiernym małżonkiem, uległym sługą i zawsze gotowym wszystko dla niej poświęcić. Te rozpamiętywania i żale musiały zapewne kończyć się płaczem, bo często można było widzieć u niej oczy bardzo czerwone, kiedy przychodziła na objad do sali jadalnej.
Zniewagi, wyrządzane Rebece przez pyszne córki Ewy, mniej były dla niej dotkliwe, aniżeli dowody sympatji i współczucia kobiet, na które kiedyś patrzeć nie chciała w Londynie. Dwie damy z tej właśnie kategorji, przejeżdżając przez Boulogne, odwiedziły ją, traktując protekcyjnie dawną znajomą i ubolewając nad jej losem. Becky nie posiadała się ze złości. Nakoniec panie te uściskały Rebekę i wyszły od niej z uśmiechem. Kiedy już były na schodach Becky usłyszała głośne wybuchy śmiechu pułkownika Hornby, asystu jącego tym damom. Powód i znaczenie tak swobodnej wesołości zbyt jasne i zrozumiałe były dla Rebeki.
Po tej wizycie Becky, która regularnie co tydzień rachunek hotelowy płaciła, która z uprzedzającą była