Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
272

wszyscy wiedzą, nigdy tylko o nich nie mówią, na wzór wyznawców Arymana, którzy zezwalają na cześć szatana, ale pod warunkiem żeby tego imienia nie wymawiać nigdy. Ludzie z ogładą towarzyską, obdarzeni nadto uczuciem delikatności, nie mogą bez grozy prze nieść obrazu występku w całej jej ohydnej nagości, tak jak ucho Amerykanki lub Angielki, w surowych wychowanej zasadach, będzie srogo zranione wyrazem spodnie: a jednak, moje szanowne panie, widujecie co dzień tę część ubrania, która oczów waszych bynaj mniej nie razi. Cóżby to było naprawdę gdyby widok podobny za każdym razem rumieniec wywoływał; szczęściem wstydliwość wówczas tylko jest obrażona, kiedy nazwa przedmiotu wymówioną zostanie.
Autor niniejszej powieści chce tę zwyczajową drażliwość uwzględnić i będzie się starał przedstawić zepsucie z powabnej tylko strony, żeby niczyjej delikat ności nie urazić. Nikt z łaskawych czytelników nie zechce zapewne rzucać kamieniem na Rebekę, która może że nie jest niezdobytą cnoty warownią, ale nigdy — o ile nam się zdaje — wymaganym warunkom przyzwoitości i konwenansów nie uchybiła. Możemy też śmiało zapytać czytelnika czyśmy choćby raz tylko przeciw konwenansom zgrzeszyli w opisie czarodziejskiej syreny o zwodniczym uśmiechu i porywającym uroku? Nie; nic sobie pod tym względem wyrzucać nie możemy. Wiemy że są ludzie skłonni wzrokiem przeniknąć spokojną powierzchnię morza, by nurzać się w mętach cuchnących, zarażonych wyziewami trupów gnijących na dnie oceanu. Najprzewrotniejszy z Tartufów Targo-