Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
223

palcach do pokoju ojca. Starzec nie spał: pilno mu było zrzucić ciężar z serca; wyciągnął do niej zimną rękę i rzekł:
— Ach! Emmy przebacz, byłem bardzo niewdzięczny i niesprawiedliwy wględem ciebie,
Amelja klęczała modląc się przy łóżku chorego, który podobnież modlił się myślą i ściskał ciągle rękę córki. Obyśmy, miły czytelniku, w podobnej chwili znaleźli również tak czyste serce, któreby swoje modlitwy z naszemi łączyło!
Cała przeszłość może stanęła mu wówczas przed oczyma i powodzenie w początku karjery, następnie świetne czasy dostatków, a w końcu ruina i upadek na ostatnie lata bez żadnej innej nadziei jak śmierć, która niebawem zabrać go miała. Nie było już czasu myśleć o przełamaniu nieubłaganego losu, który zniweczył wszystkie nadzieje i dał w udziele niedostatek i hańbę. Za sobą zostawiał zawody i cierpienia, przed nim... śmierć. Powiedz mi, łaskawy czytelniku, jaki los wydaje ci się znośniejszym: umrzeć wśród szczęścia i chwały, czy zakończyć życie w nędzy i upokorzeniu? Opływać w dostatki i uledz ogólnemu prawu natury, czy też zejść z tego świata kiedy się bitwę przegrało? Jakże dziwnego uczucia musi doznawać ten, który doczekał chwili, kiedy sobie powiedzieć może: Jutrzejsze zwycięstwo lub porażka mało już mnie obchodzi! Jutro słońce wschodzić będzie jak zwykle, ludzie tysiącami spieszyć będą tam, gdzie ich obowiązek lub zabawa powołuje, i nikt nawet nie spostrzeże że mnie już nie ma w szeregach.