Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
18

na którym świeciła jedna z gwiazd konstelacji bruświckiej, rozlewając w około siebie dobroczynne promienie.
Tłumy ciekawych tworzyły gęsty szpaler po obu stronach drogi. Myśl wysokiego stanowiska, jakie od dziś zająć miała w świecie, w taką egzaltację wprawiała umysł Rebeki, iż mało brakowało do tego żeby z okien karety się udzieliła błogosławieństwa ludowi gromadnie zebranemu. Becky była — jak widzimy — jedną z tych istot, które więcej cenią brakujące im, aniżeli posiadane przez nich przymioty. Niczego tak usilnie nie pragnęła jak uchodzić za kobietę wielkiej moralności i być powszechnym otoczoną szacunkiem. Do tego celu dążyła z wytrwałością, niekiedy, można powiedzieć, z uporem, aż nakoniec widzimy jej usiłowania pomyślnym uwieńczone skutkiem.
Upojona tą myślą i przejęta obecnie rolą wielkiej pani, Rebeka zapomniała w tej chwili że woreczek jej był próżny, że wierzyciele cisnęli się codzień do domu, że dostarczycieli niezbędnych do życia artykułów nie chcieli już otwierać kredytu; jednem słowem zapomniała zupełnie że nie miała miejsca, gdzieby spokojnie odetchnąć, gdzieby się ukryć przed rozmaitemi pretensjami mogła. W miarę jak powóz zbliżał się do rezydencji królewskiej, postawa Becky stawała się coraz dumniejszą i wspanialszą, do tego stopnia że lady Joanna nie mogła się powstrzymać od lekkiego uśmiechu. Patrząc na jej chód majestatyczny, nie można było wątpić że gdyby los kapryśny uwieńczył jej skronie koroną, potrafiłaby wystąpić w tej roli tak dobrze jak w każdej innej.