Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
181

myślał o wstawaniu, z wyjątkiem butopuca, istoty, dla której sen jest jakby mytem nieznanym. Major błąkał się po samotnych korytarzach hotelu, dokąd go dochodziły chóralne chrapania. Czyścibut, którego oczy nie zamykają się nigdy, był zajęty rozmieszczaniem pod każdemi drzwiami najrozmaitszej formy butów z cholewami, z kamaszami, butynków, trzewików etc. etc. Indjanin Sedley’a ocknął się nareszcie, nałożył swemu panu fajkę i ustawił straszne baterje toaletowych przyborów. Pokojówki zaczęły pomału schodzić z górnych swoich kryjówek, a spotykając czarnego Indjanina, co fały się z przestrachu w przekonaniu że djabła zobaczyły. Major i murzyn o mało nie przewrócili się kilka razy, zawadzając o wiadra z wodą, stojące wszędzie i przygotowane do mycia podłogi. Nakoniec jeden z kelnerów odsunął rygle i drzwi wchodowe otworzył. Major myślał że chwila wyjazdu nadeszła i posłał natychmiast po konie pocztowe.
Potem udał się do pokoju towarzysza podróży, uchylił firanki ogromnego łóżka, na którem Józef chrapał potężnie i zawołał:
— Wstawaj, wstawaj prędzej! Za pół godziny konie będą już zaprzężone; pora nam jechać.
Józef zaczął się rzucać, mruczał coś nieukontentowany i o godzinę zapytał. Major nasz kłamać nie umiał chociażby mu o największe chodziło korzyści; gdy więc rumieniąc się prawdę wyznać musiał, Józef wysypał cały szereg przekleństw i strasznych złorzeczeń które tu opuścić musimy. Zakończył litanję odsyłając majora do piekła, polecając go wszystkim tego miejsca