Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
172

biegały; niejeden z tych chłopczyków przypominał jej małego Jerzego.
— Wydarto mi go — myślała sobie — tamtego... śmierć mi wydarła! Smutno być samej, to prawda; ale czyż niesłusznie jestem ukaraną za przywiązanie egoistyczne, jakie dla nich obu żywiłam w sercu?
Po śmierci żony Sedley przywiązał się jeszcze więcej do córki, co osładzało jej trudy i poświęcenia.
Nakoniec po tylu latach ciężkiej niedoli, może już lepsze dni dla dwojga tych serc zabłysną. Wszakże dobrobyt materjalny szczęściem powszechnie w świecie nazywają. Czytelnik domyślał się zapewne że ów otyły jegomość, co w towarzystwie majora Dobbin’a odwidził Żorża na pensji, był dawnym naszym znajomym, którego powrót do Anglji powinien wpłynąć na polepszenie losu rodziny Sedley’ów.
Major Dobinn łatwo od swego zacnego komendanta urlop otrzymał. Nie tracąc czasu udał się natychmiast do Madras, skąd miał popłynąć do Europy, gdzie go ważne interesa powoływały. W drodze dostał tak silnej gorączki, że zaniesiony do domu jednego z swoich przyjaciół, musiał tam jakiś czas przeleżeć. Stan chorego kazał przypuszczać że podróż swoją skończy na cmentarzu w Madras, gdzie tylu dzielnych żołnierzy zdala od ojczyzny spoczywa.
Ci, którzy czuwali przy łóżku chorego, słyszeli ciągle imię Amelji, wymawiane przez majora wśród innych niezrozumiałych wyrazów. Po ciężkich napadach maligny, chory odzyskiwał chwilowo przytomność, ale zupełnie upadał na duchu, myśląć że już Amelji nigdy