Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
131

cofnął się i spoglądał na bratowę wzrokiem, w którym malowała się bojaźń, połączona ze wstrętem.
— Ach! nie patrz tak na mnie Pitt, w imię dawnej naszej przyjaźni. Nie, ja winną nie jestem przed Bogiem; gdyby mnie nawet ludzie potępili, Bóg zna moją niewinność. Tak, pomimo silnych przeciwko mnie pozorów, pomimo nieszczęśliwego dla mnie zbiegu okoliczności, jestem niewinną; a w chwili kiedy moje nadzieje miały być pożądanym uwieńczone skutkiem... wszystko runęło.
— Więc to jest prawdą co czytałem w gazecie? zapytał sir Pitt zainteresowany artykułem, który mu wpadł w oko tego samego dnia po wyjściu Rawdona.
— Najzupełniejszą prawdą. Lord Steyne już mu o tem powiedział w piątek wieczór, na tym balu nieszczęsnej pamięci. Od sześciu miesięcy uwodzono go obietnicami, aż nakoniec kilka dni temu pan Martyr, sekretarz jeneralny kolonji, oznajmił mu że nominacja już jest podpisana. Trzebaż było tego nieszczęśliwego aresztu, a potem tej bójki! Cała moja wina w tem że za nadto byłam Rawdonowi oddaną i jego tylko dobro, bez względu na nic, miałam na widoku. Prawda że lord Steyne był ze sto razy u mnie sam jeden i że przyjmowałam go, chociaż nie było nikogo więcej u mnie. Co zaś do tych pieniędzy, to również prawda że trzymałam je w schowaniu bez wiedzy Rawdona, ale nie śmiałam mu ich powierzać, znając jego rozrzutność.
Utrzymując się ciągle z zadziwiającą zręcznością, w tonie skruszonej otwartości, Becky opowiedziała baronetowi nowo-ułożoną przez siebie historję, którą sir Pitt był do żywego wzruszony. Oto treść jej opowiadania