Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
107

Rawdon uchylił drzwi łagodnie i wszedł do salonu. W środku pokoju stół z kolacją, zastawiony srebrem i butelkami wina; lord Steyne leży na sofie, Becky siedzi przy nim. Wiarołomna małżonka ubrana z działającą na zmysły zalotnością, miała na rękach bransolety i pierścienie, na piersiach brylanty, które od lorda dostała. W chwili kiedy Rawdon wchodził lord Steyne trzymał rękę Rebeki w swoich rękach i nachylił się żeby ją pocałować. Ale Becky spostrzegła bladą twarz Rawdona i zerwała się z najwyższem przerażeniem.
Natychmiast jednakże zaczęła się uśmiechać, jakby ciesząc się z powrotu męża; ale było to raczej jakieś okropne wykrzywienie aniżeli uśmiech. Lord Steyne wstał także z zaciśniętemi ustami, z wyrazem szalonej złości w oczach; zgrzytał zębami a twarz miał zupełnie zmienioną.
Zmuszając się także do śmiechu postąpił parę kroków naprzód i wyciągnął rękę witając niby Rawdona
— Ah! jak się pułkownik ma? Już wracasz nam pułkowniku.
Becky widząc wyraz twarzy Rawdona rzuciła się ku niemu.
— Ja jestem niewinna, Rawdonie? zawołała. Przysięgam przed Bogiem żem niewinna!
To mówiąc chwytała go za ręce i za poły od sukni. Pierścienie i bransolety płonęły jak iskry odbijając blask świateł.
— Ja jestem niewinna! Ja niewinna jestem!... Po-