Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105

przed domem, rudowłosy chłopiec wyszedł z pękiem kluczów i wprowadził damę do sali gościnnej.
— Pułkownik Crawley? zawołała dama drżącym głosem.
— Chłopiec kiwnął głową, zamknął drzwi i wrócił do sali jadalnej mówiąc:
— Proszę pułkownika Crawley’a.
Jednym skokiem pułkownik był już przy damie, która zdawała się silnie wzruszona.
— To ja Rawdonie — powiedziała usiłując ukryć wzruszenie — to ja jestem, Joanna.
Rawdon nie wierzył oczom swoim. Zaczął ściskać bratowę, dziękować jej w niezrozumiałych wyrazach, potem oparł głowę na jej ramieniu i rzewnemi zalał się łzami.
Joanna nie umiała wytłómaczyć sobie tego rozczulenia.
Nie trudno było otrzymać pokwitowanie pana Mossa jakkolwiek mu to nie było bardzo przyjemnem, bo liczył na pułkownika że dłużej jego lokatorem zostanie, Joanna nie mogła ukryć swojej radości, zabrała Rawdona do swego powozu i wyswobodziła go z niewoli.
— Mój kochany Rawdonie — powiedziała do niego — Pitt’a nie było w domu, bo przed nadejściem twego listu pojechał na jakiś objad polityczny, ale ja nie wahałam się ani chwili i sama po ciebie przyjechałam.
To mówiąc ścisnęła mu szczerze rękę. Może to się szczęśliwiej dla Rawdona złożyło że sir Pitt miał tego dnia obowiązek obywatelski do spełnienia, który go zmusił wyjechać z domu. Rawdon nie umiał znaleźć słów na okazanie wdzięczności bratowej, zmieszanej