Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
97


VII.
Wyzwolenie i nieprzewidziana katastrofa.

Zostawiliśmy naszego Rawdona w powozie, udającego się w towarzystwie pana Moss do tego gościnnego domu, gdzie nikt prawie z własnej nie zagląda ochoty. Szczyty kominów złociły się już promieniami wschodzącego słońca kiedy turkot powozu dał się słyszeć w okolicy Chancery Lane. Maleńki, rudowłosy żyd wprowadził przybyłych gości do domu. Pan Moss zapytał uprzejmie Rawdona czy nie życzy sobie ogrzać się po tak rannej wycieczce?
Pułkownik nie był wcale wzruszony, tak jak wielu innych, którzy tę rezydencję zwidzali. Nagle przejście z salonu pełnego uroczych piękności do izby o kratach żelaznych i drzwiach zaryglowanych, niezdolne były wyrwać go ze zwykłego mu spokoju. Prawda że bywał on już nieraz pensjonarzem pana Moss. Jeżeliśmy o tych małych utrapieniach dotąd nie wspominali, to dlatego tylko że są one nieodłączne od życia dżentelmena, który wydaje wiele pieniędzy, a nie ma ani grosza dochodu. Są to zbyt zwyczajne dzieje abyśmy o tem wspominać mieli.
W czasie pierwszej swojej wizyty u pana Moss, pułkownik był jeszcze kawalerem, i zawdzięczał nieboszczce ciotce swoje wybawienie. Drugi raz Becky wyciągnęła go ztamtąd, dzięki swym niepospolitym zdolnościom umysłu i dobroci serca. Częśc potrzebnych pieniędzy pożyczyła była u lorda Southdown, a prośbami i zaklęciami skłoniła kupca, sprzedającego szale,