Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
21

ogromną i fałdzistą białą chustkę a pod frakiem, według ówczesnej mody, kilka kamizelek.
— Ładna osoba w bieli — jenerale? To Amelja Os borne... ale pan zaraz na wszystkie ładne kobiety zwracasz spojrzenie.
— Przysięgam pani że jedna tylko istnieje na świecie całym, która spojrzenie moje przykuwa — odparł jenerał zadowylony z odpowiedzi.
Sąsiadka podniosła na to olbrzymi swój bukiet, jakby go nim chciała uderzyć.
— Patrzcie państwo — nie mylę się — wszak to bukiet i ów jegomość z targu kwiatów.
Rebeka widząc że jej przyjaciółka zwraca oczy w jej stronę, przesłała jej ręką wdzięczny pocałunek. Majorowa biorąc to powitanie do siebie, lekko skinęła głową, z przyjemnym uśmiechem. Amelja z nerwową żywością cofnęła się w głąb loży. Podczas antraktu Jerzy poszedł złożyć uszanowanie pani Crawley. Spotkawszy Crawley’a w korytarzu, zamienił z nim kilka słów o wypadkach zeszłego tygodnia.
— Cóż, mój drogi, czy ci bankier mój bez żadnych trudności wypłacił mój weksel? — zagadnął Jerzy poufale. — Czy wszystko było w porządku?
— Najzupełniej — odparł Rawdon. — Gotowem dać ci rewanż kiedy zechcesz. A cóż, panna oswaja się?
— Nie bardzo — odrzekł Jerzy — trzeba to zostawić czasowi. Tymczasem dla nabrania cierpliwości dostało mi się nieco pieniędzy z majątku matki? A dla ciebie ciotka nie tak już okrutna?
— Gdzie tam! Skąpe babsko ośmieliło się przysłać