Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
207

Głównem codziennem zająciem Amelji było ubieranie małego do rannej przechadzki z dziaduniem, nim tenże wychodził dla załatwienia interesów. Nie brakło matce pomysłów żeby ze starych kawałków materji i z resztek wyprawnych sukien wykroić i uszyć gustowne malcowi ubranie; sama zaś nosiła zawsze czarną suknię i skromny słomkowy kapelusz z czarnemi wstążkami, co nawet sprawiało pewną przykrość pani Sedley, która po stracie majątku daleko większą niż przedtem przywiązywała wagę do wykwintu w strojach.
Pokończywszy swe zajęcia z małym, Amelja poświęcała resztę swego czasu matce i ojcu. Nauczyła się nawet grać w pikietę dla rozerwania starca wieczorem jeżeli nie wychodził do klubu. Gotowa była spiewać jak tylko ojciec objawił to życzenie, co było dowodem dobrego stanu zdrowia, bo przy pierwszych akordach akompanjamentu usypiał. Nikt inny nie pisał mu listów, ogłoszeń i rachunkowych wyciągów jak sama Amelja. Do niej to zawsze udawał się starzec kiedy chciał uwiadomić dawnych znajomych o tem — naprzykład — że został ajentem kompanji eksploatacji węgla i że się poleca tym, którzy go swojem zaufaniem i obstalunkami zaszczycać zechcą, itd. Sam zaś podpisywał tylko na cyrkularzu swoje nazwisko, zdobiąc je rozmaitemi wykrętasami. Jeden z takich okólników był posłany majorowi Dobbin: ale major zamieszkujący wówczas Madras, mógł się doskonale obejść bez węgla. Z tem wszystkiem poznał natychmiast pismo na prospekcie. Oh! ileżby nie dał był za to, żeby mógł uścisnąć rękę, która te wyrazy kreśliła!