Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
178

moru lub uniesienia — natrącał czasem że gotów jest wyzwać na pojedynek mężów lub braci wszystkich tych impertynentek, co żonie uchybić śmiały. Rebeka zaklinała go na wszystko żeby się uspokoił i szaleństwa nie robił.
— Chcesz więc mnie wystrzałami z pistoletu wprowadzić w towarzystwo? mówiła nieraz, półżartem. Bądź co bądź mój drogi, jestem biedną guwernantką a ty biedakiem, któremu długi, namiętność do gry i inne jeszcze historje — nie nadają najlepszego rozgłosu. Cierpliwości — nadejdzie chwila że mieć będziem tylu przyjaciół ilu zechcemy — tymczasem uspokój się, ochłoń i posłuchaj dobrych rad tej, której zawsze ufałeś. Kiedyśmy się dowiedzieli ze twoja ciotka cały swój majątek twojemu braterstwu zapisała, przypominasz sobie — jak się rozgniewałeś? Gdybym cię nie była powstrzymała i ubłagała w obec całego Paryża gotów byłeś kląć ciotkę i brata — i jakieżby było z tego następstwo? Oto może więzienie za długi u św. Pelagji. Tymczasem mieszkasz w Londynie, w domu bardzo przyzwoitym i wygodnym, gdzie ci nic nie brakuje — a odgrażałeś się wtedy że pojedziesz do Anglji i jak Kain zamordujesz brata. Nie dalekobyś zaszedł gdybyś się dał powodować uniesieniom urazy i gniewu, i pomimo całej wściekłości nie zdołałbyś odzyskać majątku po ciotce.
Wierzaj mi więc że stokroć korzystniej dla nas będzie pozoztawać z bratem w dobrych stosunkach, niż kłócić się jak te niedołęgi z probostwa. Jak twój ojciec umrze, z wielką przyjemnością będzie można spędzić zimę w