chwili żonę i syna, żałował iż z powodu marnotrawstwa nadwerężył spuściznę po matce; dziękował wreszcie ojcu za wszystkie dobrodziejstwa, nadmieniając iż jakąkolwiek mu los zgotuje przyszłość, zawsze godnym się okaże nazwiska, które nosił.
Fałszywy szacunek dla stosunków towarzyskich nie dozwolił mu dłużej się rozpisywać, zresztą — czyż ojciec jego widział pocałunki, jakie złożył na piśmie, które pan Osborne pod wpływem gorzkiego żalu i mściwych uniesień z rąk wypuścił. Kochał zawsze syna — ale mu nie przebaczył.
W dwa miesiące po otrzymaniu tego listu panny Osborne udały się z ojcem do kościoła. Starzec usiadł na innem krześle niż zwykle i patrzał ciągle w górę. Panny zwróciwszy oczy w tym kierunku, spostrzegły płaskorzeźbę, wyobrażającą Wielką Brytanję, opartą we łzach na urnie; po strzaskanym mieczu i lwie leżącym, poznać można było nagrobek poświęcony wspomnieniu wojownika, poległego na polu chwały. Kamieniarze fabry kowali wówczas mnóstwo takich nagrobków jakie po dziś dzień widzieć można w kościele św. Pawła. Pycha ludzka nawet w obec śmierci odznacza się próżnością.
Pod marmurową płaskorzeźbą wyrzeźbiony był herb Osbornów i następujący napis:
kapitana pułku piechoty
Jego Królewskiej Mości,
poległego w dwudziestym ósmym roku życia,
w walce za króla i kraj