Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
75

ne — ale nie znam lepszego żołnierza, lepszego kolegi jak kapitan Dobbin.
Przed wieczorem Amelja w białej, muślinowej sukience, świeża jak różyczka, z twarzą uśmiechniętą weszła do salonu, gdzie zastała już gościa w uniformie wojskowym, okrytym galonami i z kapeluszem stosowanym w ręku. Nowoprzybyły miał za długie ręce i nogi, uszy nazbyt wystające i odznaczał się wzrostem niepospolitym, a nadewszystko niezręcznemi ruchami.
Był to William Dobbin, kapitan piechoty z pułku Jego królewskiej Mości.
Nikt prawie nie wiedział o jego przybyciu do Russel-Square, bo zadzwonił tak nieśmiało, że na górze nie było słychać dzwonka. Dlatego to Amelja wbiegła do salonu spiewając, a głos jej dźwięczny poszedł prosto do serca kapitana. Ukłoniwszy się bardzo niezgrabnie William zamiast uścisnąć podaną mu białą i drobną rączkę, stał w miejscu i tak sobie rozmyślał:
— Czy podobna żeby to była ta sama mała dziewczynka, którą tak niedawno, zdaje mi się, widziałem, kiedy mi się zdarzyło rozlać filiżankę ponczu, na parę dni przed otrzymaniem nominacji? Czy to o niej Jerzy Osborne zamyśla? Dobry ma gust, nie ma co powiedzieć, bo piękna jak aniołek.
Kto wie jak długo zostałby zajęty rozwiązaniem postawionych przez siebie zapytań, gdyby kapelusz nie był mu wypadł z ręki na ziemię.
Czytelnik zna już historję William’a. Dodamy tylko że papa Dobbin, ów pogardzony episjer został aldermanem, a następnie pułkownikiem ochotniczej jazdy lek-