Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
98

nym kącie sali popiersie marmurowe gospodarza domu, smutnie spoglądało na obnarzoną posadzkę.
Obok komina stały dwa krzesła wyplatane słomą i prosty stolik kuchenny, na którym widać było chleb, ser, trochę porteru w butelce i lichtarz ołowiany.
— Pani zapewne już po obiedzie, ale może trochę piwa?
— Gdzie jest sir Pitt Crawley? zapytała Rebeka, mierząc dumnem spojrzeniem łysego jegomościa.
— Hil hi! ja sam jestem sir Pitt Crawley. Należy mi się coś od pani za zniesienie walizy. Hi! hi! Zapytaj pani mistress Tinker, jeżeli mi pani nie wierzysz. Mistress Tinker, prezentuję ci pannę guwernantkę, Miss Rharb, oto jest moja gospodyni, rzekł wskazując na wchodzącą kobietę i biorąc od niej fajkę i tytoń, po który ją posłał.
— A gdzież reszta? zapytał, siadając przy kominku, dałem ci na tytoń trzy sztuki po sześć lijardów każda.
— Oto są — odburknęła mistress Tinker, rzucając na stół parę drobnych monet. Czy to przystoi baronowi trząść się nad każdym lijardem!
— Jeden lijard dziennie, to znaczy siedm szelyngów rocznie, co już jest procentem od siedmiu gwinei. Z lijardów przecie, moja Tinker, składają się gwineje.
— Tak, tak, moja panienko, to jest sir Pitt Crawley we własnej osobie; nikt lepiej od niego nie umie liczyć lijardów — dodała, marszcząc brwi Tinker — da się on prędko poznać panience.
— Pomimo tego pewny jestem że na względy pani potrafię zasłużyć — powiedział z grzecznością starego