Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja bo zawsze byłbym raczej za porządną królewską ucztą, ale każdy ma inne gusty. Prosiłbym cię też, duszko, — tu zwrócił się do królowej — żebyś raz już przestała nosić tę odwieczną suknię z niebieskiego aksamitu, w której od pięciu lat widuję cię na wszystkich audjencjach. Kup sobie także nowy naszyjnik, tylko nie drogi, ot tak, za jakieś sto, sto pięćdziesiąt tysięcy dukatów.
— A Lulejka, najdroższy?
— Lulejka? a niechże idzie do dja...
— Ależ mężu! królu! — krzyknęła Jej Królewska Mość — przecież to twój bratanek! Rodzony syn nieboszczyka króla!
— Więc niechże idzie do... krawca i zamówi sobie nowe ubranie. Każ Mrukiozie wpisać jego rachunek na koszt państwa. A niechże go Bóg skarze,... to jest chcę powiedzieć niech go Pan Bóg kocha tego lubego Lulejkę! Niech mu tam zresztą Mrukiozo dołoży parę dukatów na drobne wydatki. A jak pojedziesz po naszyjnik, wybierz sobie przy tej okazyi i parę bransolet, moja Jejmość Pani Walorozo!

Jej Królewska Mość, czyli Jejmość Pani Walorozo, jak ją żartobliwie nazwał monarcha, bo i królowie w zamkniętem kółku rodzinnem lubią czasem pożartować, uścisnęła swego małżonka i objąwszy w pół córkę (członkowie dostojnej tej rodziny kochali się nader czule), opuściła z nią salę jadalną, żeby wydać rozporządzenie na przyjęcie zagranicznego gościa.
Ledwie podwoje zamknęły się za królową, zgasł uśmiech, rozchylający wargi monarchy, zagasła duma, bijąca z królewskiego czoła. W czterech ścianach jadalnej sali król Walorozo pozostał sam — a gdy kró-