Strona:Włodzimierz Bzowski - Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pisze się i opowiada się. Dużo gospodarzy nie pojechało, bo choć pomoc była od Wydziału, koszt i tak był znaczny. Ale było w owej Danji kilkunastu naszych gospodarzy, a jeden z nich, Józef Lis, z ziemi Kaliskiej, zdążył nawet, pomimo wybuchu wojny, cośkolwiek opisać z tej wycieczki w jednej z warszawskich gazet. Mam możność na zakończenie tego pisania choć kilka zdań z jego opisu tu podać.
„Dawniej, czytając opisy o Danji — pisze Józef Lis, niebardzo wierzyłem, boć już taka nasza natura; lecz teraz się przekonałem — i wprost obawiam się, że nie potrafię tak wszystkiego opisać, jakby należało!
A oto jak pokrótce opisuje w innem miejscu wieś duńską:
„Droga do wsi to szosa, obsadzona żywopłotem. Nocą oświetlona elektrycznością. W każdej prawie wsi jest jeden lub kilka porządnych sklepów, najczęściej społecznych, nie podobnych do naszych nor żydowskich, dom ludowy, w którym mieści się jadłodajnia, sala teatralna, czytelnia. Każde mieszkanie obsadzone kwiatami: szczególnie Duńczycy lubią kwiaty; przy każdym domu róż pełno wszędzie, aż zazdrość bierze. A od zapachu truskawek w każdej wsi, to aż ślina się w ustach gromadzi. Żadnych opłotków ani podwórz u drobnych gospodarzy niema, cała zagroda obsadzona kwiatami i krzewami owocowymi, obawy, że kury lub świnie wyniszczą, niema, bo kury u każdego gospodarza mają swój ogródek siatką drucianą otoczony i poza jego granicę nigdzie nie wychodzą, świnie też mają takie ogródki.”
Dalej podziwia ulepszenia ziem lichych: