Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cerkwi jednak wciąż strzegli, jak oka w głowie, straże czuwały dzień i noc.
W roku 1871, w sam dzień „Zwiastowania“, zjawił się najniespodziewaniej nowy „ukazowy“ proboszcz, niejaki Starosielec, w towarzystwie błagoczynnego Kalinowskiego, i gwałtem chcieli zawładnąć cerkwią, lecz chłopi znowu ją otoczyli lasem roztrzęsionych pięści i groźnie krzyczeli:
— Jeżeli nie wróci ksiądz Terlikiewicz, to innego nie potrzebujemy.
Wobec ich zdecydowanej postawy, Starosielec wyniósł się bardzo pośpiesznie.
Ale nazajutrz powrócił w licznej asyście strażników.
I porę wybrali sobie najodpowiedniejszą, bo po południu, kiedy wszyscy ludzie byli przy żniwach daleko za chałupami, a we wsi zostały tylko dzieci i starce, drzemiące po sadach. Na szczęście, ten, który stróżował przy cerkwi, zobaczył całą kalwakatę, wyjeżdżającą z lasów, i, poczuwszy niebezpieczeństwo, zaczął dzwonić na trwogę.
Na polach podniósł się straszny wrzask i lament; kto tylko żył, chwytał co mu wpadło w garście, i leciał na obronę.
Tamci zaś, zrozumiawszy, że ich spostrzeżono, pędzili do wsi, co tylko konie miały tchu, prędzej dopadli kościelnego cmentarza i zaczęli łamać wrótnie, ale nie zdążyli jeszcze dostać się do środka, gdy chłopi runęli na nich z ogromnym krzykiem