Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 58 —

Ale to tak zawsze, ojcowie i mężowie przesiadują tylko w knajpach, zajmują się interesami i nigdy nie mają czasu poznać swoich żon i córek...
Umyślnie tej karty nie zakleję, niech „Pa“ przeczyta...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Dopisek „Pa“. Warszawa, dnia 25-go marca, 1899 roku, o godzinie 10-tej minut 21 wieczorem, w domu przy ulicy Leszno pod Nr. 111/2174, policyjnym, cyrkuł III, Mostowski.
— Zaczynam w Imię Boże.
Muszę się skupić, żeby nie zgubić ani jednego słowa, ani jednego szczegółu, bo, jak mówi radca Malinowski, wszystko jest ważne dla potomności.
Zaczęło się to w resursie, przy preferku, tanim, złotówka za sto, bo to psiakość, nóżki baranie, ciężkie czasy, podatki, policya, kanalizacya, wodociągi i inne głupie wymysły.
— Janie Gwalbercie — rzekł radca Malinowski, podnosząc brwi aż na łysinę i patrząc z nad okularów.
— Jestem, zaraz wychodzę.
— Janie Gwalbercie, nim wyjdziesz w ostatniego atu, powiem ci: oto świat idzie na psy, albo... pokaż-no, nóżki na stół.
Wyszedłem.
— Jutro może już nie nasze. Mówię ci będziesz