Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 218 —

zmierzchu przyglądała się oczami gwiazd — tylko tętent był coraz wyraźniejszy, krakanie wron coraz straszniejsze, a widmo coraz bliżej, bliżej.
Pies najeżył sierść ze strachu, zaskowyczał dziko i począł wyć długo, strasznie rozpaczliwie.