Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

Ale nie mogłam się modlić, bo naprawdę, co zaczęłam czytać modlitwy, to mi się ukazywała twarz pana Henryka, a przytem tak zmarzłam!
W domu już zastałam listy od koleżanek i ogromny bukiet kwiatów, ale bez biletu.
Ubrałam się zaraz w tę nową suknię, w której raz tylko byłam w teatrze; ogromnie mi w niej dobrze.
Taka byłam czerwona, że musiałam się dobrze przypudrować.
A tak mi serce biło że to coś okropnego...
Przyszedł zaraz po dwunastej!
Jak tylko zadzwonił i „Ma“ przez dziurkę od zatrzasku zobaczyła, że to on, zabrała Zdzisia i poszła do kuchni
Zostaliśmy tylko ze „Stokrotkami“.
I zaraz zaczął mi winszować, a potem mówił tak gorąco... tak mnie po rękach całował... że strasznie się bałam, żeby kto nie wszedł, no, i nawet jeszcze nie zdążył uklęknąć, ani całować... a „Ma“ już weszła... a potem „Pa“, a potem ciocia ze Zdzisiem.
Uciekłam i tak beczałam w swoim pokoju... że aż „Ma“ przyszła po mnie.
I stało się.
Przy obiedzie piliśmy wino szampańskie, upiłam się trochę, a potem siedzieliśmy już sami w saloniku i... tak mnie cało... Dziwna, ale te dawniejsze to... nie były takie jakieś straszne.