Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i szaleństwem, a tylko basowy głos wciąż pojękuje głucho i jednako uparcie, mściwie i nieubłaganie huczy:
— Bij, zabij! Bij, zabij! Bij, zabij!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

A w pierwszą parę tańczył Sievers z panią Ożarowską.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Z nagła uderzył pod stropy szeroki, tryumfalny śpiew zwycięstwa! Zaszumiały prawieczne lipy, grzmią wiwaty, stary dwór dygoce, biją łunami okna, krew gra upojeniem, ręce szukają rąk, żenią się miłosne spojrzenia, serca pienią się radością, niby puhary, prężą się dusze, ponosi ochota.
Hej, jak cudnie i weselnie na świecie, hej!
— Odbijanego, mości panowie, odbijanego!
Klasnęły dłonie, przechylają się głowy, furkoczą sukienki, czasem rymną obcasy, zatrzepią się wyloty i brzękną karabele...
...Szarmanckie dygi, posuwiste ukłony, nagłe przyklękania, oślepiające zawroty, namiętne rapty, ściszone afekty, niespodziane szlochy, i polonez niesie się, wije i migoce ognistą wstęgą dokoła sali w powodzi świateł, barw i zawrotnych dźwięków kapeli, która już swawoli, przekomarza się, przyśpiewką zaniesie, pobaraszkuje, buchnie śmiechem, czasem hulaszczo utnie, czasem powieje smutkiem, a coraz cudniej kołysze czarami upojeń i zapomnienia.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·