Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

robione na pokaz i modną manierę. I z radością myślał, jak to ktoś władnie krzyknie na całą Rzeczpospolitą:
— Do broni! Na koń!
Jak to w mig oblecą z nich barwiste szatki, krew zagra, serca sprężą się męstwem i znajdą się tam wszyscy, gdzie być powinni, w polu, nieustraszenie zastawiając drogę wrogowi.
Już widział ich w odmętach bitew, srożących się jak lwy, gdy, naraz spostrzegłszy o parę kroków Izę, utonął spiesznie w ciżbie i prześlizgiwał się niepostrzeżenie do dalszych komnat.
W ostatniej, okrągłej, obitej zielonym jedwabiem i zastawionej wspaniałym sprzętem, byli zebrani dokoła ambasadora wszyscy, którzy stanowili sól ziemi, jej radę i zarazem ramię bronne.
Sievers siedział w nizkiem karle i, popijając wodę, zaprawioną kwiatem pomarańczowym, włóczył zmęczonemi oczyma po twarzach, rzucając kiedy niekiedy jakiemś słówkiem łaskawem.
Stali dokoła, tak wpatrzeni w niego, zasłuchani, a przejęci głęboko, że kiedy podnosił głos, wszystkie oczy wpijały się w jego zwiędłe jagody, niby pszczoły znęcone pozorem, a kiedy milknął, zażywając tabakę, i nie podsuwał jej nikomu, posępniały twarze, grążyli się w niepokoju i trwodze, a kiedy się raczył poruszyć, tłum drgał bezwiednie tak samo i falowały z radosnem szeptem głowy dygnitarzów, niby dojrzały łan do nóg gospodarzowi.
Zaczął wreszcie spacerować po komnacie. Rozstępowali się, jakby przed sakramentem, żebracze spojrzenia