Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I Petersburg policzy to w zasłudze nie nam, jeno Sieversowi — zauważył biskup i zwrócił się do Bielińskiego. — Wiele mamy swoich głosów?
— Czterdzieści, ale żeby uzyskać w pełnej izbie większość, potrzebujemy junctim affirmative mieć wotów ośmdziesiąt, wraz z głosami senatu.
— Srogi ekspens! — westchnął biskup — okoliczność żąda przerzedzenia opozycyi.
— Można, lecz zawsze ktoś zostanie, któren podniesie wrzask, zaprotestuje na sejmie i zmusi króla do solwowania sesyi — wtrącił Wołłowicz.
— A Skarżyńskich i Szydłowskich nie nakryje czapką, jak wróbli; potem wzburzą całą opinię przeciwko nam, a sami się przybiorą w postacie Katonów i prawdziwych patryotów — ostrzegał kasztelan.
— Niepotrzebne zgoła ceregiele — zabrał głos hetman — Sievers jest mocen całą opozycyę wysłać choćby na Sybir: starczy mu kozaków i nahajek.
— Ale niechby to zrobił z własnego rozumienia i bez naszej supozycyi...
— Będzie się wahał, jest bowiem czuły na głos powszechności, a rządzi się regułą: Panu Bogu świeczkę i dyabłu ogarek. Gdybyś, mości starosto — zwrócił się biskup do Ankwicza — przedstawił mu polityczne racye pozbycia się ich ze sejmu przed ratyfikacyjnemi deliberacyami, suponując sub secreto, że takowe racye uznał już za słuszne Markow?
— Zaś sejm zawotuje, czego żąda Imperatorowa, to można ich powrócić stęsknionym familiom i społeczności — poddał szydliwie Narbutt.