Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/483

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niezmiernym trudem przygotowań, oczekiwaniem wieści od Madalińskiego i obawa aresztowania. Wobec bowiem łowów, jakie prawie co noc urządzał Baur, żaden ze spiskowców, nie nocował już na swojej kwaterze. Zaręba mający powierzone organizowanie wolentaryuszów, sypiał u Kapucynów, w sali ojca Serafina, gdzie również znajdował schronienie ks. Meier. Konopka tak się gdzieś zaszył, że niepodobna było odgadnąć. Radzymiński zamieszkał w arsenale i nie pokazywał się na mieście, inni przytulali się gdzie mogli. Wszelkie zebrania ustały, nawet ulubione kawiarnie opustoszały. Każdy jak mógł uchylał się przed Baurowską sforą.
Któregoś dnia, Zaręba zajrzawszy na swoją kwaterę na krzywem kole, znalazł list od Izy, zapraszający na wieczorne przyjęcia. Nie widział jej od owego pamiętnego zmroku i niemiał jeszcze sposobności podziękować. Często jednak rozmyślał o jej wzniosłym postępku. Nie w porę przychodziło zaproszenie, ale pójść czuł się obowiązanym. Przebrawszy się po cywilnemu, by mniej zwracać na siebie uwagi, jej dostojnych gości, poszedł.
Ku zdumieniu już w sieni posłyszał skoczne rzępoły muzykantów.
— Co u dyabła, zarywają jeszcze wielkiego postu?
— My obchodzimy zapusty wedle starego stylu. — Objaśniał go drwiąco stary famulus szambelana.
Tańczono angleza, gdy wszedł na salę. Przysunął się do przechodzącej Izy i krótkie lecz gorące złożył jej podziękowania. Powiedziała z naciskiem: