Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoją stronę. Powstawały sprzeczki, ludzie już zaczynali tracić wiarę i cierpliwość, podnosiły się ostre głosy wyrzutów, gniew wzbierał w sercach, paliły się imaginacye, wzburzenie ogarniało, że tu i owdzie chwytano za głownie szabel lub bito pięściami o stoły. Kapostas tylko nieporuszony i spokojny, odpowiadał jedno i toż samo; że dopóki Kościuszko nie rozkaże zaczynać — zaczynać insurekcyi nie można i nie wolno. Popierali go zgodnie moderanci. Opozycyoniści na czele z K. Mellerem, kapitanem artyleryi, nastawali coraz gwałtowniej, groźniej i burzliwiej.
— Dzisiaj musi być oznaczony termin — wołał zajadle Meller — bo od dzisiaj rozpoczęto redukcyę. Czekacie aż nam rozpuszczą wojska!
— I nas samych wyłapią? Do widocznej zguby prowadzicie naród.
— A pocóż nam się oglądać na Kościuszkę? — wystąpił Konopka. — Mająż losy kraju zależeć od człowieka wojażującego sobie po Italii, a który już może hołduje innym maximom, który już może...
Przerwały mu gwałtowne protestacye, lecz przeczekawszy chwilę wołał.
— Mamy już pętlę na szyi, nie pora na deliberacye, zaczynać przymuszają nas okoliczności. A jeśli chcecie mieć na czele człowieka widnego, to wybierzcie Prozora! Wybierzcie Madalińskiego! Wybierzcie Działyńskiego! Godni najwyższych urzędów! Nie chcecie — wołał podrażniony milczeniem — to wskażę wam najgodniejszego w narodzie: Kołłątaja, geniusz to nieza-