Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kupy zrabowanego chłopstwa i tysiące skarg na gwałty, łupiestwa i pożogi. Przyjmowano ich też groźnym pomrukiem, a tu i owdzie gradem kamieni i złorzeczeń. Nie powstrzymywało to jednak potoku żołnierstwa, który okryty rozmigotaną szczecią bagnetów, płynął nieustannie, napełniając głębokie ulice wrzaskiem dzikich śpiewek, bijących bębnów, graniem piszczałek, rzegotem brzękadeł i głuchym turkotem toczących się harmat i taborów. Przeto, pomimo dni przykrych, zmiennych i zgoła marcową aurą dyszących, ruch na mieście był znaczny; zwłaszcza Krakowskie, roiło się od rana do późnej nocy ciżbami ciekawych i wałęsającego się ultajstwa. A jakby na większą ekscytacyę powszechności, od kilku dni zwiększone patrole dragonów i kozaków, włóczyły się po bocznych ulicach i obsadziwszy rogatki, wszystkich przejeżdżających dokuczliwie egzaminowały, nierzadko rozdziewając nawet do koszuli. Podniesły się się protestacye aż do króla. Nic to niepomogło. Tak nakazał Igelström i musiano się poddawać srogim rygorom i żołdackiej swawoli. Z tej przyczyny nie było kafenhauzu, handlu czy szynkowni, gdzieby nie powstawano na to niesłychane uciemiężenie wolnego narodu. Mnogie karteluszki nawołujące do oporu, ukazały się na murach; różne burzące pisma krążyły z rąk do rąk i odczytywano je publicznie. Staszkowe jasełka niemało też podsycały wrzenie. Spiskowi zaś korzystając ze zdarzonych okoliczności, rozwijali gorączkową działalność, kaptując sobie coraz większą kwotę adherentów. Wielu już bowiem socyuszów targowickich przejrzało, jako niepozostaje nic nad niewolę lub orężne powstanie.