Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kaczanowski był ją zwabił do posług spiskowych. Oddała się im całą duszą i służyła wiernie.
— Że cię to głowa nie zaboli, co się dzieje z kapitanem? — rzucił nieostrożnie Konopka.
— Alem ciekawa, jak się miewa twoja uwędzona flądra — odpaliła z miejsca, mając na myśli Barssową, o którą była zazdrosna. — Oporządziłam ją wczoraj, długo mnie popamięta! Imaginujcież sobie, przymierzam jakąś jubkę u Łazarewiczowej, a na to przychodzi ten wyblechowany feretron, zasiada naprzeciw i dalejże mnie przez złotą patrzałkę lustrować!
— Admirowała twoją urodę — wtrącił spiesznie Konopka.
— Niech swoje krzywe kulasy admiruje! Pokazałam język i nawymyślałam jej de grubis. Uciekła, jak spłoszona indyczka. Oglądała mnie, jak zagranicznego zwierza! Świętoszka z Trębackiej!
Konopka przyczerwieniał z irytacyi, lecz dał spokój obronie, bowiem w amfiteatrze raptownie się uciszyło, wszystkie oczy zawisły na królewskiej loży wprost wejścia, przysłoniętej z wierzchu zielonym pawilonem, do której wchodziło jakieś liczne towarzystwo; złocona krata od strony widzów dawała ledwie dojrzeć obrysy postaci.
Pejsaci kapeliści jakby na ich powitanie uderzyli wrzaskliwą fanfarą.
— Zubow ze swoją kompanią! — zawołała i, nie namyślając się, wsadziła palce w usta obyczajem urwiszów i przeraźliwie zaświstała. Gdyby na sygnał, ze wszystkich ław podniosły się przenikliwe gwizdania,