Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pijany warchoł, li ordyneryjna burda przygodziła ci się z wojskiem?
— Kacpra mi ukradli moskiewscy werbownicy, więc go odbiłem, a że przy tem ten i ow oberwał po łbie, żołnierska to rzecz. Zasię potem napadli mnie w domu w nocy, jak złodzieja. Wyrwałem się, uspokoiwszy sztychem konwojowego oficyera. Zali mogłem się pozwolić, jak baran! A na Sybir mnie dysponowali...
— Snadź drogi ci Kacper, iżeś dla niego azardodował głowę!
— Ocalił mi życie w bywszej wojnie, rozumiałem więc słusznem...
— Na tom go dał, by w potrzebie położył za cię głowę, to jego psia powinność....
— Spełniał ją wiernie. Żołnierz to godny, wziął krzyż za męstwo, a sam książę mu warował, jako po wojnie otrzyma indygenat i oficyerską szarżę.
— Weźmie, ale bizuny od podstarościego. Parob to mój. Ja mu każę wypisać indygenat surowcem! — srożył się ze szczególną złością.
Sewer tylko zatopił w rodzicielskiej twarzy zapalczywe oczy, jakoby szpony jastrzębie, ale się jeszcze pohamował, właśnie ze względu na Kacpra.
— Dlaczegoś po wojnie manifest podpisał i wziął abszyt?
— Bom tak był powinien ojczyźnie i honorowi.
— I gdzieżeś to potem wojażował i po co? — indagował niezbłaganie.
— Nie mój sekret i wydać go nie mam prawa.
— Jać nakazuję!