Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielce foremne, smukłe, z muszkami na ślicznych twarzyczkach, osypane pudrem, wykrygowane i tak wdzięcznie ułożone, że dawały postać figurynek porcelanowych.
Ale mimo krygów i wyuczonygh manier, wybuchały swobodnym śmiechem, zabawiając się w swojej kompanii, zebranej z kilkunastu panienek i wyrostków odpowiedniego wieku. Bawiono się w »Budujem mosty dla pana starosty«, »Chodzi lis koło drogi, nie ma ręki ani nogi« i w »Ślepą babkę«, że co chwila powstawały wrzawy, bieganiny i śmiechy. Jednak te młodociane krotochwile nie przekraczały miary, gdyż młodzież pochodziła ze znaczniejszych warszawskich domów, a nad zachowaniem przystojności czuwały matki, zabawiające się po kanapach cichymi dyskursami.
Barss przemknął się niepostrzeżenie przez bawialnię do ubocznego pokoju, gdzie siedział imć Rafałowicz i kilkanaście person różnych kondycyi i wieku. Pokój był mroczny, zastawiony szafami pełnemi książek, na wielkim środkowym stole, okrytym zielonem suknem, leżały najnowsze edycye pism, książek, broszur politycznych i zbiory mów z aktualnie odbywającego się sejmu w Grodnie. Właśnie był w tej materyi zabierał głos Rafałowicz, powstając cale niewybranemi słowy na sejmową opozycyę i traktując zelantów, jako zdeklarowanych zdrajców narodu.
Słuchali go w klopotliwem milczeniu, nawet Trębicki, autor wielu dzieł powszechnie znanych i jeden z filarów Kołłątajowskiej Kuźnicy, siedział z twarzą nieprzeniknioną, puszczając mimo uszu bolesne dla swego