Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przysięga.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dyana sięgała po strzały i powstrzymywała sforę rwącą się gwałtownie;
— Tancerki z Chios, ująwszy się za ręce, szalały w tańcu bachicznym;
— Merkury płynął słonecznym szlakiem;
— Zeus spoglądał chmurnie na Prozerpinę tonącą w gąszczu Panów i Faunów; —
— Margrabiny spoglądały słodko na wykwintnych, pogiętych w ukłonach kawalerów;
— A lwy numidyjskie, tygrysy bengalskie czołgały się i ryczały straszliwie — — —
.....i krzyk zatrząsł ciżbą, śmiechy, śpiewy, wołania, szaleństwo, nadmiar życia wytryskał z tych ciał nagich, promieniował i bił ku słońcu hymnem potęgi; mgła upojenia przesłaniała oczy, radość istnienia, życie samo zataczało szalony chorowód — — —
.....tylko stary, obrzydły Chińczyk kiwał wciąż głową i uśmiechał się złośliwie...
.....tylko głowy Cezarów patrzyły wciąż sępim, drapieżnym wzrokiem...
.....tylko Komurasaki milczała, trwogi pełna i znużenia...
Och! bała się tych dni słonecznych — bo wtedy szaleli, wymyślali najstraszniejsze dla niej udręczenia — raz, namówili woźnicę kwadrygi, żeby ją przejechał, i kwadryga dnie całe, może lata całe, zsuwała się zwolna po pochyłej wystawie... aż dnia pewnego przeleciała po niej jak wicher, przebiła szybę i padła na trotuar!