Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka leniwie płynąca, rozgorzała w słońcu barwami i hucząca dźwiękami trąb.
Strażnicy czuwali, żeby naród nie uciekał, zwłaszcza kiedy wymijali ścianę borów. Więc też Jaszczukowa z Oksenią i całą wsią musiały asystować do samego końca. Jeno Oksenia porwana tą wspaniałą kazionną paradą, śpiewami, których zresztą nie rozumiała, rwała się wciąż naprzód, bliżej popów, bliżej ikon, i bliżej Jarząbka...
Wróciła do domu tak wzruszona i przejęta, że już z proga wołała do Mikoły:
— Wiecie, Jarząbek niósł carską ikonę, dużą jak okno i całą złociusieńką. — I gorąco rozpowiadała o tych wspaniałościach, aż oburzony przerwał jej gwałtownie.
— Nie widziała... gęba słońca — ogorzała od miesiąca! Głupia, polskiej wiary, a gotowa klękać choćby przed bóżnicą, juści. Dopiero to wspaniałości: jeden kudłacz poryczy, drugi kudłacz poryczy, djak poprawi, nakłaniają się sobie, okadzą się suchem carskiem łajnem i cała parada prawosławna. Zapachniały ci carskie retory, juści... — mamrotał już w próżnię, gdyż dziewczyna uciekła do drugiej izby, podśpiewywując sobie wesoło. Zwrócił się więc do Jaszczukowej, ale ta krzątała się koło gospodarstwa z twarzą dziwnie posmutniałą i zgaszonemi oczami. To widok żandarmów podziałał na nią tak trująco. Przyciszone nieco trwogi jęły podnosić się do serca i boleśnie ją rozpierać. Przecież mogli przyjść po nią lada godzina. I prędzej czy później przyjść muszą. Była tego pew-