Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
59
LILI

paniom, przechodzącym obok; odkłoniły się lekko i obrzuciły pogardliwo-aroganckim wzrokiem Lili. Spostrzegła to, zarumieniła się mocno, oczy zaiskrzyły się jej, przycisnęła się silniej do niego i, gdy już panie owe przeszły, odwróciła się za niemi i pokazała im język.
— Co pani robi?
— A jędze obrzydliwe, baby-Jagi, bazyliszki! — szeptała ze złością.
— Cóż one pani złego zrobiły?
— Nie widział pan, jak patrzyły na mnie, co? — Jak na jakie zwierzę z menażeryi.
— Ależ, zdawało się pani, to są najinteligentniejsze w mieście panny, bardzo dobre!
— Ale nie dla mnie. Mój złoty