Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
40
WŁ. ST. REYMONT

a nie! Chciejcie panowie zrozumieć moje położenie.
— Nie chcesz pan ratować towarzystwa?
— Chciałbym, ale w ten sposób niepodobna, a zresztą nie znam okolicy, nie wiem nawet jak się to robi.
Tłómaczył się miękko, bo zobaczył proszący wzrok Lili.
— Ja panu pomogę, pojadę z panem! No, musisz pan, mój królu złoty! Pan jeden masz garderobę i podobny jesteś do człowieka! Proście go, panie! — zawołał Korczewski.
Zakrzewski, pomimo próśb całego towarzystwa, opierał się dosyć długo, ale, skoro w końcu przyszła Lili i bardzo cichutko